wtorek, 31 grudnia 2013

„Hyung, dasz radę!”

 Witajcie w ostatni dzień roku! ~ Przychodzę do was, nie z 2minem (wiem, że na niego czekacie ;;)
ale z moim pierwszym OneShotem. Mam nadzieje, że wam się spodoba ^.^''' Proszę o szczere opinie co o tym myślicie.

Tytuł:: „Hyung, dasz radę!”
Typ: One SHot
Gatunek: Fluff, lekki Angst (?)
Pairing: TaeKai
Ostrzeżenia: Brak (Autor nie umie pisać ^^" )
Długość: 2367 sów

                          ~~~~~~~~~~~~~♥~~~~~~~~~~~~~~







Leżałem nieruchomo, tępo wpatrując się w błękitne niebo rozciągające się za oknem. Słońce świeciło jasnym blaskiem, oświetlając mi twarz. Dzień był przepiękny i pewnie cieszyłbym się nim, gdyby nie fakt, że leże w szpitalu, podpięty do jakiś urządzeń, które ciągle pikały, przyprawiając mnie o szewską pasje. Moje życie właśnie legło w gruzach. Czemu? Bo dowiedziałem się, że przez jakiegoś idiotę, który nie umie kierować, już nigdy nie będę mógł stanąć na nogi, bo mam sparaliżowane ciało od pasa w dół. Zacisnąłem mocno dłonie w pieści.Po moich policzkach popłynęły łzy, przypominając sobie tamten dzień.



-Taemin oppa! Pośpiesz się, bo się spóźnimy! - krzyknęła do mnie moja przyjaciółka, Sulli, która stała już pod drugiej stronie ulicy, czekając na mnie. Wywróciłem oczami, po czym machnąłem jej tylko ręką, by na razie dała mi spokój, bo rozmawiam przez telefon z bratem. Gdy połączenie zostało zakończone, ponownie spojrzałem na dziewczynę, ponownie wzdychając. Właśnie wspólnie wybieraliśmy się do pobliskiego szpitala, by zgłosić się na wolontariuszy. Ja i Sulli bardzo lubiliśmy pomagać, więc postanowiliśmy to jakoś wykorzystać. Schowałem telefon do kieszeni i podszedłem do przejścia. Jako, że ulica była pusta, postanowiłem nie fatygować się by zapalić światło i ruszyłem. Gdy byłem w połowie drogi, zza zakrętu wyjechało srebrne BMW i uderzyło mnie z wielką prędkością. Ostatnie co usłyszałem to rozpaczliwe „Oppa!”, które krzyknęła moja przyjaciółka.


Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi. Zdezorientowany spojrzałem w ich stronę, po czym powiedziałem ciche „proszę”. Drzwi się otworzyły, a do pomieszczenia weszła Suli. Wyglądała okropnie. Była strasznie blada. Po oczami miała okropne cienie, a oczy szkliły się od płaczu. Na ten widok,sam miałem ochotę płakać.
-Oppa – wyjęczała, po czym klęknęła przy łóżku. Złapała mnie za dłoń i znów zaczęła płakać. Zagryzłem mocno wargi, czując gromadzące się łzy pod powiekami.
-Sulli... proszę nie płacz – powiedziałem cicho, a ona uniosła głowę, patrząc mi prosto w oczy. Uniosłem drugą dłoń i starłem jej łzy, po czym pocałowałem lekko w czoło.
-Najważniejsze, że żyje, prawda? - mruknąłem nie zbyt głośno, a ona pokiwała głową i wstała z ziemi, wcześniej wycierając swoje policzki z łez. Na szafce, która stała obok łóżka, znalazła się reklamówka, którą przyniosła dziewczyna.
-Co tutaj jest? - spytałem ciekawy, a Sulli uśmiechnęła się delikatnie i wyciągnęła z niej coś, na co moje oczy rozbłysnęły blaskiem po raz pierwszy od tygodnia, bo w swoje dłonie dostałem moje ukochane mleko bananowe oraz ukochane żelki. Taka przyjaciółka to istny skarb! Dziewczyna siedziała u mnie jakieś trzy godziny, przez które po prostu rozmawialiśmy. Dzięki niej, od razu miałem lepszy humor. Byłem jej też ogromnie wdzięczny za to, że nawet nie zaczynała tematu o mojej niepełnosprawności. Mój humor momentalnie się popsuł, gdy Sulli musiała już wracać. Westchnąłem cicho, po czym skinąłem głową. Nie mogłem jej tu tak przy sobie trzymać cały dzień, bo ona również ma swoje życie. Gdy wychodziła, ja z delikatnym uśmiechem, po machałem jej na pożegnanie. Po zatrzaśnięciu się drzwi, przymknąłem na moment oczy. Wciąż nie mogło to do mnie dotrzeć, że już nigdy nie będę mógł robić rzeczy, które tak bardzo kocham. Już nigdy więcej nie wyjdę na rowery z przyjaciółmi, ani nie zagram w kosza, a najgorsze jest to, że już nigdy nie zatańczę. Pod moimi powiekami znów zebrały się łzy, ale tym razem ich nie powstrzymałem i pozwoliłem swobodnie płynąć po moich policzkach.

Następnego dnia, przyszedł do mnie mój brat. Gdy tylko go zobaczyłem od razu się rozpłakałem, tuląc się do niego jak malutkie dziecko do matki. Poza nim, nie miałem nikogo z rodziny, bo nasi rodzice zginęli w katastrofie lotniczej, trzy lata temu. Od tamtej pory mieszkałem z bratem. W dniu wypadku nie było go w kraju, był w delegacji w Japonii, ale gdy dowiedział się co mi się stało, natychmiast tu przyleciał. Gdy w końcu odsunąłem się od niego, a ten przysiadł na krześle, otarłem łzy.
-Hyung. I co teraz będzie? J..ja przecież nie będę chodzić i potrzebuję opieki, a ty masz pracę, i narzeczoną,poza tym ciągle gdzieś wyjeżdżasz – powiedziałem cicho, wpatrując się uparcie w swoje dłonie. Taesun, westchnął cicho, gorączkowo myśląc. Po chwili wyprostował się gwałtownie, jakby dostając olśnienia. Po tym uśmiechnął się do mnie ciepło, złapał dłoń i ją pogłaskał.
-Załatwię ci wolontariusza Taeminnie, dobrze? - spytał, a ja po długiej przerwie na myślenie, skinąłem głową. W tym momencie to rozwiązanie było wręcz idealne. Lecz czy to nie paradoks? Sam chciałem byś wolontariuszem, a go dostanę. Odgarnąłem swoją grzywkę do tyłu, po czym podniosłem wzrok na starszego.
-Kocham cię, hyung – wyszeptałem, a brat usiadł na brzegu łóżka i mocno mnie przytulił szepcząc ciche:
„Ja ciebie też Taeminnie”.




 ***♥***

Minął już tydzień odkąd tu leżę. Codziennie przychodziła do mnie Sulli, przynosząc co raz to pyszniejsze rzeczy, które zaczęła mi gotować! Byłem tym wzruszony. W pozytywnym sensie, oczywiście. Po chwili ktoś zapukał do drzwi, a ja spojrzałem w ich stronę. Nieco się zdziwiłem.
-Proszę – powiedziałem nie pewnie, bo Taesun to na pewno nie był. On pukał i od razu wchodził. Po chwili drzwi się otworzyły, a w nich staną młody chłopak, z rok może młodszy ode mnie. Rozejrzał się po pomieszczeniu, po czym skupił swój wzrok na mnie i uśmiechnął się w taki sposób, że aż się zarumieniłem. Nigdy nie ukrywałem, że jestem gejem, a ten chłopak jak najbardziej mi się spodobał. Przez chwilę patrzył się na Suli, której lekko skinął głową, po czym stanął przed łóżkiem i ukłonił się.
-Annjong-hasejo. Jestem Kim Jonging i od dzisiaj jestem twoim wolontariuszem – powiedział z entuzjazmem, a ja mimowolnie się uśmiechnąłem. Jak miło. Przynajmniej Sulli nie będzie musiała ciągle tu do mnie przychodzić. To pewnie było dla niej męczące. Po chwili dziewczyna zaczęła się zbierać i przed wyjściem mnie przytuliła, po czym zostawiła nas sam na sam. Westchnałem cicho i spojrzałem na Jongina, który uparcie się we mnie wpatrywał.
-Umm...więc Jongin... - zacząłem, ale ten mi przerwał,
-Mów mi Kai, hyung.
-N-no dobrze. Ja jestem Taemin – mruknąłem i skinąłem lekko głową, a ten uśmiechnął się jeszcze szerzej.Odchrząknąłem z niezręczną miną, bo nie dość, że to cisza jest nieznośna, to jeszcze ten jego wzrok. Czy on musi się tak na mnie patrzeć?!


 ***♥***


Kai przychodził to mnie codziennie. To było oczywiste, bo to jego obowiązek, ale mimo tego to cieszyłem się z jego wizyt. Dzisiaj mija miesiąc od naszej „współpracy”. Przez ten czas poznaliśmy się lepiej i między nami nawiązała się pewnego rodzaju wyjątkowa wieź. Kai, wydawał się być mi bardzo bliski. Bliższy niż Sulli, czy też Taesung hyung. Nie mam pojęcia dlaczego.
-Taemin hyung.- Z myślenia wyrwał mnie głęboki głos młodszego. Podniosłem na niego wzrok i spojrzałem mu w oczy, które zdradzały, że był czymś bardzo podekscytowany.
-O co chodzi, Kai-sii? - mruknąłem, nie pewnie. Te iskierki nie wróżyły niczego dobrego. Wiedziałem to na bazie własnych doświadczeń. Chłopak usiadł koło mnie i złapał mnie delikatnie za dłoń, czym mnie totalnie zaskoczył.
-Może...wyjdziemy dzisiaj na dwór? Pójdziemy na dach – zaproponował cicho, a ja otworzyłem szczerzej oczy. To samo zaproponował mi trzy tygodnie temu, ale natychmiast odmówiłem, jeszcze na niego krzycząc. Już miałem zaprzeczyć, ale ten mnie ubiegł, mówiąc dalej.

-Proszę hyung. Siedzisz tu tak cały czas w jednej pozycji. Nie chciał byś w końcu wyjść na świeżę powietrze? - spytał, a ja zamknąłem swoje usta, gorączkowo myśląc. Nawet nie zauważyłem, kiedy nasze dłonie się ze sobą splotły. Po dłużej chwili, doszedłem do wniosku, że leżenie jest naprawdę męczące.
-No dobrze. Przynieś wózek – powiedziałem, a on niemal podskoczył z szczęścia. Westchnąłem ciężko i gdy wózek stał już przy łóżku, ja zagryzłem dolną wargę. I jak mam niby na tym usiąść?
-Spokojnie. Pomogę ci. Od tego tu w końcu jestem – szepnął mi do ucha, a mnie przeszedł dość przyjemny dreszcz.
– Spróbuj usiąść – polecił, a ja posłałem mu zaszokowane spojrzenie. Jak usiąść? Nie uda mi się to. Wiele razy razem próbowaliśmy i za każdym razem kończyło się to niepowodzeniem.
-Proszę hyung. Spróbuj. Dla mnie.- Znów jego szept, od którego znów przeszedł mi dreszcz. Widząc tą jego determinacje, postanowiłem spróbować. Przekręciłem się na plecy i wpatrując się w sufit, zacząłem oddychać głęboko. „Musi mi się udać! Uda mi się! Zrobię to!” - krzyczałem sobie w myślach, po czym zamknąłem oczy, spiąłem wszystkie możliwe mięśnie i podniosłem się. Momentalnie poczułem dłoń na swoich plecach i usłyszałem ciche westchnięcie zadowolenia. Powoli otworzyłem oczy i nie mogłem uwierzyć.
-S-siedzę – powiedziałem cicho, czując jak w moich oczach zbierają się łzy. Po raz pierwszy od miesiąca w końcu usiadłem.
-Brawo Taeminnie, jestem z ciebie dumny – mruknął Kai, a ja spojrzałem na niego z szczerym, szerokim uśmiechem, który zagościł na mojej twarzy, również pierwszy raz od tego wypadku. Zignorowałem nawet to, że nie nazwał mnie hyungiem. Jednak to było w tej chwili naprawdę mało ważne. Po chwili Kai, sprawnie odłączył mi kroplówkę, do której byłem podłączony. Na szczęście tylko do niej. Po chwili zamknąłem oczy, a gdy je otworzyłem, siedziałem już na wózku. Pociągnąłem swoim nosem, po czym zacisnąłem dłonie w pięści, a po moich policzkach popłynęły łzy. Łzy szczęścia. Młodszy chłopak klęknął przede mną i uśmiechnął się szeroko.
-Jestem z ciebie dumny hyung – po tym wstał i mnie przytulił. Objąłem go mocno, płacząc cicho ze szczęścia. Po chwili odsunął się ode mnie i ujął moje policzki w dłonie, ścierając łzy z nich.
-Nie płacz – szepnął, po czym odsunął się ode mnie. Stanął z tyłu, poczochrał moje włosy i zaczął pchać wózek ku drzwiom, które pomogłem mu otworzyć. Po jakiś dziesięciu minutach, byłem już na dachu, aż zapierało dech w piersi. Słońce delikatnie ogrzewało moją twarz, a wiatr targał moje włosy..
-Jak się teraz czujesz, hyung? - spytał Kai, a ja westchnąłem wzruszony.
-Szczęśliwy. Bardzo szczęśliwy – szepnąłem, a Kai stanął obok mnie i na mnie spojrzał, rozczulonym wzrokiem.
-To dobrze. Ja też – powiedział tajemniczo, po czym znów stanął za mną i wjechał wózkiem bardziej na środek dachu, bym mógł zobaczyć większy krajobraz.
-Hyung. Co ty na to byśmy zaczęli naukę samodzielnego siadania i przechodzenia na wózek? - zapytał, a ja posłałem mu zaskoczony wzrok.
-Nie jest to chyba dobry pomysł – mruknąłem, a Kai westchnął ciężko.
-Daj spokój. Nie możesz tak ciągle tego odwlekać, a im wcześniej zacznie ćwiczyć, tym lepiej – mruknął, patrząc mi się przekonująco w oczy, a ja po kilki minutach się zgodziłem.
-Ale to od jutra już, dobrze? Dzisiaj za dużo wrażeń jak na jeden dzień – powiedziałem z lekkim rozbawieniem, a Kai skinął.
-Kto wie, może jeszcze uda ci się wstać na chwilę.



 ***♥***



Siedziałem sobie na łóżku, wesoło rozmawiając z Sulli i bratem. Tak, siedziałem. Dzięki ciężkiej rehabilitacji i pomocy Kai'a. Mogłem sobie od czasu do czasu pozwolić na to by usiąść na kilka minut. Byłem wdzięczny chłopakowi, że mi tak pomaga, pociesza i dodaje otuchy. Nie raz chciałem się poddać i płakałem, ale młodszy zawszę był przy mnie, przytulał mnie i zawsze powiedzał coś, co bardziej mnie motywowało do tego, bym ćwiczył dalej. Do tej pory pamiętam, jak pewnego dnia do mnie wszedł, a ja siedziałem sam. Jego radość było nie do opisania. Moja w sumie też, bo usiadłem bez niczyjej pomocy. Z biegiem czasu szło mi co raz lepiej i siadałem częściej, ale nie trwało to długo. Siedzieć mogłem góra trzy minuty, ale dla mnie to i tak długo.
-Hyung? Kiedy stąd wyjdę? - zapytałem nagle mojego brata, a ten na mnie spojrzał smutno i westchnął.
-Najbliżej dopiero za dwa miesiące. Musisz skończyć rehabilitacje. A gdy wyjdziesz, zamieszkasz w moim mieszkaniu.... - poinformował mnie starszy brat, a ja otworzyłem szeroko oczy.
-A-ale sam?! - momentalnie się przeraziłem, ale Taesun poklepał mnie po dłoni.
-Taemin spokojnie! Nie sam. Kai zaoferował, że zamieszka z tobą.- Dokończył, a ja westchnął z ulgą. -O wilku mowa – powiedziała Sulli, wskazując na młodszego chłopaka, który stał w drzwiach z uśmiechem.
-Cieszysz się hyung?
-Bardzo – odpowiedziałem na jego pytanie, odwzajemniając uśmiech. Po tym zaczęliśmy rozmawiać w czwórkę. Niedługo Sulli i hyung musieli iść do domu, więc znów zostaliśmy sami. 

-Taemin hyung? - zaczął Kai, podchodząc do mnie z uśmiechem.
-O co chodzi? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie, obserwując go uważnie. Chłopak przysiadł na łóżku i objął mnie lekko w pasie, bym ciągle siedział. Na moje policzki wstąpił rumieniec, po czym spojrzałem mu w oczy.

-Chodźmy na dach – prosił, a ja bez chwili zawahania się zgodziłem. Już po chwili siedziałem na wózku, a Kai jechał ze mną w kierunku dachu. Gdy tam już byliśmy, uśmiechnąłem się delikatnie na ten piękny widok, który rozciągał się przed moimi oczami. Po chwili jednak ten widok został mi zasłonięty przez dłonie Kai'a. Spojrzałem na niego zaskoczony, a on posłał mi ciepły uśmiech. 
-Hyung. Spróbuj wstać – wyszeptał, a ja momentalnie zaprzeczyłem. Nie byłem na to mentalnie gotowy, by stawać. Co prawda minimalne czucie w nogach mi wróciło, ale nie było to na tyle silne, bym mógł wstawać.

-Proszę – szepnął Kai, patrząc się na mnie błagalnie. Przez chwilę wpatrywaliśmy sobie w oczy. Widząc znów tą jego determinacje, w końcu się zgodziłem. W sumie spróbować zawsze warto. Młodszy od razu się rozpromienił.

-Dasz radę. Wierzę w ciebie – mruknął pocieszająco, a ja ciężko westchnąłem i złapałem jego dłonie, które zostały w moim kierunki wyciągnięte.

-A co jeśli mi się nie uda? - mruknąłem zmartwiony, ale młodszy pokręcił głową.

-Uwierz – powiedział krótko, a ja skinąłem głową. Ścisnąłem mocno jego dłonie, zamknąłem swoje oczy i znów spiąłem swoje wszystkie mięśnie. Przez chwile miałem wrażenie jakby skoczył, a do moich uszu dobiegł strzyk kości w nogach. Po tym otworzyłem powoli oczy, będąc totalnie zaskoczonym. Ja... stoję! Nie do końca o własnych siłach, bo Kai mnie obejmował, ale stałem! Na nogach. Od czterech miesięcy udało mi się wstać. Spojrzałem na młodszego, który wpatrywał się we mnie rozczulonym wzrokiem. Po tym mocno mnie przytulił.

-Kai? - szepnąłem. Jednak zamiast odpowiedzi, młodszy złożył czuły pocałunek na moich ustach, czym mnie zaskoczył. Przez chwile nie wiedziałem co zrobić, ale w końcu oddałem nie pewnie ten pocałunek. Gdy odsunęliśmy się do siebie, moje policzki były całe czerwone.

-Kocham cię, hyung – wyszeptał, składając delikatne muśnięcie na mojej szyi.

-Naprawdę? - chciałem się upewnić, czy młodszy jest pewny tego uczucia.

-Tak. Najbardziej na świecie. Zawsze będę przy tobie i zaopiekuje się tobą – powiedział to taki tonem, że momentalnie mu uwierzyłem.

- Ja ciebie też kocham – szepnąłem, ponownie złączając nasze usta w pocałunku.